#2 Rozmowy pełne mocy – Ruta Kowalska

Kobiety od zawsze były blisko z ziemią, a co za tym idzie z roślinami, szczególnie z tymi leczniczymi. Ziołolecznictwo to kolejne utracone międzypokoleniowe dziedzictwo, które od jakiegoś czasu przeżywa swój ponowny rozkwit. Bo ta wiedza jest w nas, zielarstwo to nasza kobieca spuścizna. Czujemy miłość do natury, a przebywając na jej łonie odczuwamy jej wszechobecną MOC. Zaprosiłam do rozmowy Rutę, która obcuje z tym tajemniczym i niesamowitym światem od wielu lat. Wejdźcie razem z nami do magicznego świata roślin i dajcie się zainspirować! Zbiory ziół a potem ich przetwarzanie to prawdziwa alchemia, ale też ścieżka, którą zgłębia się nie tylko jedno lato, ale prawdopodobnie całe życie 😉

Czym/kim są dla Ciebie zioła?

Darem z niebios. Skarbem cenniejszym niż złoto. Bliskimi przyjaciółmi. Podobnie jak ludzie, zwierzęta, kamienie. Są dla mnie źródłem radości. Prosto z głębin brzucha. Zachwytu. Dobrostanu. Niczym nieskażonej harmonii. Poznawanie ich ma w sobie coś z wtajemniczenia, inicjacji. Są moimi sprzymierzeńcami. Strażnikami zdrowia.

W zielony świat roślin weszłam wiele lat temu. I zaprosiłam zioła do swojego codziennego życia. Spotykam się z nimi każdego dnia i spędzam w ich towarzystwie mnóstwo czasu. Staram się odtwarzać z roślinami więź, która w naszej zachodniej, materialistycznej cywilizacji została utracona.

Rytm mojego dnia jest z nimi spleciony niczym w jakimś tańcu. Rano wychodzę im na spotkanie – dzień zaczynam od wędrówki po łąkach i polach. Potem piję ziołowy napar. Część dnia spędzam albo na pracy w ogrodzie, zbiorach ziół, suszeniu lub przygotowując ziołowe remedia. Ziołowe leki wykonane samodzielnie w domowym zaciszu, z sercem otwartym na leczniczą moc roślin nie raz zadziwiły mnie swoją skutecznością. Wieczorem zażywam kojących ziołowych kąpieli, aby przesiąknąć ich zapachem, otulić się ich dobrocią. Aby w nocy śnić o roślinach.

zio04

Zioła są dla mnie czymś doskonałym samym w sobie. Nie chcę patrzeć na nie jedynie „szkiełkiem i okiem”, traktować ich wyłącznie w sposób użytkowy. Idąc do roślin otwieram serce i zmysły, a antropocentryzm zostawiam w domu zamykając za sobą drzwi na trzy spusty.

Poznawanie tajników ziół niesie ze sobą wiele zachwytów, ale i pokory płynącej ze świadomości jak mało tak naprawdę o nich wiem. Nie tylko na poziomie umysłu, ale i intuicji. O komunikacji między nimi, ich odczuwaniu świata. Tak naprawdę niewiele wiemy również o ich leczniczych mocach, bo zioła, ze względu na to, że nie można ich opatentować są wciąż mało zbadane.

Tajemniczy roślinny świat… od zawsze zajmujesz się ziołami? Jak to się stało, że znalazłaś się na tej ścieżce?

Od zawsze 🙂 Jestem głęboko przekonana, że kobiety, w zakamarkach swoich serc wciąż przechowują zielarską wiedzę przodkiń, zielarek, akuszerek, babek, szeptuch, wiedźm. Ta wiedza zapisana jest w naszej pamięci, w naszej krwi, w naszych kościach. Dawniej była przekazywana z matki na córkę, z pokolenia na pokolenie. Z ust do ust. Poprzez wspólne wędrówki, zbiory i przyrządzanie ziołowych mikstur. Bycie razem. Wystarczy ją w sobie obudzić. Otworzyć się na nią, dopuścić do głosu. Zielarstwo to nasza kobieca spuścizna.

Od kiedy pamiętam chciałam żyć blisko Ziemi. Pod stopami czuć miękkość wilgotnej od porannej rosy trawy, słuchać szeptów wiatru, dotykać kory drzew niczym sierści ukochanego psa. Podglądać zwyczaje zwierząt, nasłuchiwać co w trawie piszczy, rozumieć cykl Księżyca. Być swobodną i lekką. Samowystarczalną. Uprawiać ogród, troszczyć się o glebę, sadzić drzewa. I tkwić w tym po uszy. Nie od święta, nie w weekendy, nie popołudniami…

20170615-IMG_8228

Miałam szczęście dorastać w domu, gdzie bliski kontakt z naturą był czymś oczywistym jak jedzenie. Moi rodzice sami uprawiali warzywa, czerpaliśmy też z bogactwa łąk i lasów. Z moją mamą, Ireną każdej wiosny zrywałyśmy pokrzywę i szczaw na żyznych nadwiślańskich łąkach. Suszyłyśmy ziele dziurawca, który uchodził w naszym domu za panaceum na wszelkie bolączki. Z tatą, Tadeuszem w leśnych ostępach poszukiwaliśmy jagód, grzybów, żołędzi, zwierzęcych tropów i przygód.

Od kilkunastu lat mam to szczęście, że mieszkam na wsi i uczę się sztuki zielarskiej na najlepszym  uniwersytecie stworzonym ręką Natury. Na łąkach, polach, w lasach. Bezpośrednio od roślin. Czas spędzony w żywym laboratorium Natury jest dla mnie prawdziwym błogosławieństwem.

Moja edukacja formalna również związana jest z roślinami. Skończyłam studia magisterskie na kierunku biologia na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz roczny kurs Zielarz-Fitoterapeuta w Krośnie. A jako, że wiedzy zielarskiej nigdy mi dość właśnie rozpoczynam studia podyplomowe „Zioła w profilaktyce i terapii” na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu.

Widzę, że w Twoim życiu Księżyc również odgrywa ważną rolę. Opowiedz coś więcej o tym.

Zarówno ja, jak i uprawiane przeze mnie zioła żyjemy w księżycowym rytmie. Bliska jest mi idea rolnictwa biodynamicznego. Księżyc podpowiada mi kiedy najlepiej siać, przycinać, zbierać plon. Taka praktyka wpisuje się w moje wartości – pełnię troski o rośliny, ich uzdrawiający potencjał, smak i aromat. Kalendarz księżycowy to mój zaufany doradca. Zawsze mam go pod ręką. Jego autorka, antropozofka Marie Thun przez kilkadziesiąt lat eksperymentowała z siewem roślin w różnych fazach Księżyca. Na podstawie licznych doświadczeń stwierdziła zależność między wzrostem roślin a położeniem planet w chwili siewu.

Każda faza księżyca niesie dla mnie inną energię. Nów to czas wchodzenia w głąb, zatrzymania, skupienia. Proszenia, intencji, snucia planów. Pełnia to czas zbierania tego co posiałam, obfitości i dziękczynienia. Czas bardzo twórczy, gdy rozpiera mnie nieokiełznana energia i radość.

Gdy wiele lat temu przeczytałam, że Księżyc współgra z biologicznym cyklem płodności u kobiet serce zabiło mi mocniej. Okazało się, że w naszej kulturze czas menstruacji przypada z reguły na fazę nowiu, a owulacja na czas Pełni. Księżyc niegdyś nazywany był miesiącem, a stąd już tylko krok do miesiączki. Dzieli nas zawrotna odległość 384 403 km, a czuję jego działanie na własnej skórze. I to jak! Pełna synchronizacja.

Zamiast kalendarzyka małżeńskiego, prowadzę kalendarz księżycowy, który pozwala mi przyjrzeć się jak mój i jego cykl wzajemnie się przeplatają.

zio01
Księżycowy eliksir

Czy masz jakieś swoje rytuały związane z Księżycem?

Każdego miesiąca celebruję Pełnię sporządzając eliksir księżycowy. Świeżo zerwane zioła zalewam zimną wodą. W wyborze ziołowych ingrediencji kieruję się intuicją. Zbieram to, co mnie przyciągnie swoim kolorem, kształtem, zapachem. Bo zioła potrafią wołać… Karafkę wypełnioną kwiatami, liśćmi i owocami zostawiam na ganku w objęciach księżycowego blasku. Na całą noc. Z intencją w sercu na najbliższy miesiąc. Na powitanie nowego dnia wypijam chłodny, delikatny w smaku wyciąg. Marzy mi się, żeby podczas Pełni flakoniki, słoiki, buteleczki z eliksirem księżycowym zdobiły okienne parapety jak kraj długi i szeroki. Czujesz to?

Dawniej uważano, że zioła zbierane przy pełnym Księżycu, wtedy gdy jego twarz jest idealnie okrągła osiągają apogeum swoich leczniczych mocy. Nie raz zdarzyło mi się wykopywać podczas Pełni korzenie żywokostu, łopianu, mniszka czy arcydzięgla. To dla mnie czas szczególny. Wyobrażam sobie wtedy mądre i dzikie kobiety, przodkinie, które zbierały zioła przy blasku księżyca. I doświadczam poczucia wszechogarniającej wspólnoty, ziołowego siostrzeństwa. Bez barier przestrzennych i czasowych. Wypróbuj, a zadzieje się magia…

Pełnia to również dla mnie stan, w którym niczego nie brakuje. I stąd narodziła się nazwa mojego bloga „Zioła w Pełni”

Z którą rośliną masz najbliższą relację?

Nie ma w moim życiu takiej rośliny, która by była ze mną bez przerwy. To się zmienia w czasie. Po prostu nagle dana roślina zaczyna mnie przyciągać, zaprzątać moje myśli, stawać na moich ścieżkach. I przeważnie okazuje się, że nie bez powodu. Często reguluje u mnie jakieś zaburzenia równowagi, zarówno na poziomie ciała, jak i ducha.

Najbardziej lubię rośliny niepozorne, mało rzucające się w oczy, te przy których większość ludzi przechodzi obojętnie. Takie ziołowe kopciuszki. I te dziko rosnące, pełne wigoru, nieoswojone, niepodległe.

Ostatnio największy żar w moim sercu budzi przywrotnik. Każdego ranka jego miękkie liście usiane są mieniącymi się w słońcu kroplami wody. Ale nie daj się zwieść – to nie jest poranna rosa. Krople pojawiają się za sprawą samego przywrotnika. Na brzegach każdego liścia znajdują się tzw. hydatody. To przez nie wydalany jest płyn zwany w tradycyjnym ziołolecznictwie „rosą przywrotnikową”, której przypisuje się lecznicze właściwości. Jej zbiór wymaga czasu, skupienia i delikatności. Prosto z liści zlewa się ją do szklanych pojemniczków, a potem zażywa trzy razy dziennie po łyżeczce. Taka kuracja rodem z baśni poprawia samopoczucie, odtruwa i wzmacnia organizm.
Liście przywrotnika przypominają kształtem falbaniastą spódnicę, dlatego uważano, że jest to roślina szczególnie przychylna kobietom. Przywrotnik faktycznie zmniejsza nadmierne krwawienia miesiączkowe i łagodzi towarzyszący im ból. Dawniej wierzono, że picie sporządzonego z niego naparu ma moc przywracania utraconej błony dziewiczej, stąd jego polska nazwa.

przywrotnik
Przywrotnik (alchemilla vulgaris)

– Ostatnio o roślinach leczniczych coraz głośniej. Staje się to w pewien sposób modne. Co byś poleciła osobom świeżo zafascynowanym tematem ziołolecznictwa? Skąd czerpać wiedzę? Gdzie kierować swoje pierwsze kroki?

Pierwsze kroki radziłabym skierować na łąkę, do lasu. By poznać rośliny niczym najbliższych przyjaciół. Pobyć w ich towarzystwie, podotykać ich liści, poprzyglądać się, nawdychać się ich zapachów. Mam taką praktykę, że przez parę tygodni chodzę codziennie w dane miejsce i obserwuję jak rośliny zmieniają się w czasie, w jakiej są kondycji, jak wyglądają w słońcu, po deszczu lub gdy kołysze je wiatr. I po wielu takich spotkaniach czuję, że stały mi się bliskie, że zaczynam się szczerze interesować co u nich słychać. Gdy nawiążesz emocjonalną relację z roślinami nigdy nie będziesz traktować ich jedynie w sposób użyteczny (często rabunkowy), bez szacunku. Przyroda przestanie być postrzegana jak darmowy supermarket, gdzie można iść i ciąć, rwać, konsumować bez opamiętania. Moja złota zasada brzmi: Najpierw zaprzyjaźnij się z rośliną, a potem poproś o coś dla siebie… Weź jedynie tyle, ile potrzebujesz i podziękuj ziołom, że możesz czerpać z ich uzdrawiających mocy.

20170716-IMG_8308

Gdy rośliny już na dobre zadomowią się w Twoim sercu sięgnij po wiedzę. Niewiele jest dobrych książek zielarskich wydanych po polsku. Dla początkujących adeptek/ów zielarstwa proponuję książki: „Zielona Apteka. Rośliny, które leczą i zapobiegają” K. Keville,  „Zioła z apteki Natury” (praca zbiorowa),  „Rośliny lecznicze i ich praktyczne zastosowanie” A. Ożarowkiego i W. Jaroniewskiego oraz oczywiście farmakognozje różnych autorów. I moją ukochaną, pięknie napisaną „Jak wiedźma Agrypicha znachorstwa mnie uczyła”.

Prawdziwą skarbnicą wiedzy zielarskiej jest dr Henryk Różański. Szczodrze dzieli się nią w internecie. I chwała mu za to. Ja sama korzystam z jego artykułów pełnymi garściami. Tak naprawdę dla mnie, to co publikuje na swoich stronach internetowych jest cenniejsze niż wszystkie książki zielarskie razem wzięte (a mam ich naprawdę dużo).

W ciągu ostatnich kilku lat zielarstwo w końcu przekroczyło mury uczelni. Można je studiować m.in. w Lublinie, Krakowie, Olsztynie, Krośnie, Bydgoszczy, czy w Poznaniu. Kto nie chce studiować może zapisać się na roczny kurs „Zielarz-Fitoterapeuta” w Krośnie lub w Katowicach.

Zapraszam też oczywiście do rozgoszczenia się na moim blogu Zioła w Pełni oraz zaglądania do Inez Herbiness – ziołowej innowatorki, która ma niesamowity dar łączenia ludzi.

Wchodzimy powoli w okres jesienno-zimowy, surowców leczniczych coraz mniej… Co zielarka porabia zimą? 🙂

Przyznam, że czasem już latem, zawalona pracami gospodarskimi, których nigdy nie widać końca tęsknie myślę o zimie. Czasie, kiedy mogę zaszyć się w domowym zaciszu i bez pośpiechu oddać się sztuce zielarskiej. Gdy pola i ogród pogrążają się w zimowym śnie zamieniam się w „pannę apteczkową”. Przyrządzam ziołowe oleje, maści, wina, octy, nalewki i inne mikstury. Komponuję ziołowe mieszanki. Eksperymentuję. Zgłębiam zielarską wiedzę. Planuję program i terminarz warsztatów zielarskich na przyszły sezon.

syrop z kwiatów bzu czarnego

Tej zimy zasiądę też nad pisaniem książki „O czym szumią zioła?”. Potrzeba jej napisania pęczniała we mnie i rosła niczym drożdżowe ciasto przez cały ostatni rok. I ta decyzja dojrzała we mnie podczas wrześniowego Nowiu. I eksplodowała zalewając moje serce radością i pewnością, że nadszedł Czas. Tak naprawdę ta książka już we mnie jest. Wystarczy skupienie, spokój i jak mawiała Virginia Woolf własny pokój, a opowieść popłynie sama. Chcę ją napisać nie tylko umysłem, ale i sercem. Pragnę przywracać kobietom pamięć o sztuce zbierania ziół i wytwarzania domowych, ziołowych lekarstw. Zachęcać do odbudowywania utraconej więzi z roślinami i zaproszenia ich do codziennego życia. Dzielić się tym, co mi przynosi codzienny kontakt i praca z roślinami. Nie zabraknie też oczywiście konkretnej wiedzy na temat ziół, bo Ci którzy mnie znają osobiście wiedzą, że umysł mam bardzo ścisły, konkretny, lubię dociekać, zadawać pytania i znajdować na nie odpowiedź.

Jak myślisz, skąd ludzie wiedzieli, że dana roślina może ich wspomóc w konkretnych dolegliwościach? Mam na myśli czasy bardzo odległe, kiedy nie było jeszcze dostępu do informacji.

Ludzie  żyjący ze zbieractwa i łowiectwa mieli bliski kontakt z roślinami od zarania dziejów. Podglądali w jaki sposób korzystają z nich zwierzęta, sami próbowali i obserwowali reakcję własnego organizmu, eksperymentowali i wyciągali z tego wnioski.  Myślę, że równie ważna była obecność w grupie uzdrowicieli, którzy byli jednocześnie przewodnikami duchowymi. Podczas swoich szamańskich wizji rozmawiali z roślinami i dostawali wskazówki, jak mogą z nich skorzystać. Wiedza o ziołach była przekazywana ustnie przez wspólne wędrówki, pozyskiwanie ich, przetwarzanie. Myślę, że dobra znajomość roślin była warunkiem przetrwania. Kiedy ludzie zaczęli nawiązywać relacje z innymi społecznościami dzielili się swoimi zasobami, wymieniali się roślinami leczniczymi i w ten sposób ta wiedza rozpowszechniała się.

20170526-IMG_7994

Pojawienie się której rośliny zwiastuje dla Ciebie nadejście wiosny?

Pierwszy, wyraźny sygnał, że zima ustępuje dociera do mnie ze świata zwierząt. Już w połowie lutego przylatują setki żurawi. Ich śpiewne, zwielokrotnione przez echo nawoływania powodują, że krew zaczyna szybciej krążyć w żyłach. Moje ciało i dusza budzą się z zimowego uśpienia, poziom energii rośnie z każdym dniem. W świecie roślin też już sporo się dzieje. Ziemia zaczyna pachnieć i czuć, że pod naszymi nogami toczy się życie, wszystko zaczyna pęcznieć, nabrzmiewać. Jeszcze niewidoczne dla naszych oczu… Na leszczynach pojawiają się męskie kwiatostany, miękkie i miłe w dotyku, zwane czasem kotkami. Wystarczy parę dni słońca, aby rozbłysnęły złotem pyłku, ogłaszając światu, że oto mamy przedwiośnie.

 

~Kwintesencjonariusz~

Jestem zielarką, rolniczką biodynamiczną, aktywistką społeczną. Blisko Ziemi i żywiołów.

Za 10 lat prowadzę otoczony ziołowymi ogrodami Wiejski Uniwersytet Zielarski, gdzie adeptki zielarstwa przechodzą inicjację w kobiety wiedzące, jestem autorką księgi zielarskiej, która niesie zmianę – ludzie i rośliny zbliżają się do siebie, mieszkam w małej, samowystarczalnej wspólnocie, jestem piastunką Kręgów Kobiet

Najbardziej w sobie lubię entuzjazm, spontaniczność, naturalność, wytrwałość, siłę, praktyczne podejście do życia.

W ciężkich momentach zwracam się do roślin, oddaję się pracy fizycznej w Naturze, patrzę w Księżyc, gadam i przytulam się do drzew, kur, kotów, psów

Ostatnio śniłam że pływam w ciepłych, zacisznych, bezpiecznych wodach, gdzie czuję się bezgraniczne zharmonizowana. Aby potem odkryć, że wokół mnie pojawiają się coraz to nowe kobiety-siostry i znajdujemy się wszystkie we wnętrzu wielkiego brzucha Bogini

Największy lęk to brak możliwości samodecydowania o sobie

Podziwiam kobiety które mają w sobie radość, lekkość, swobodę, coś niewymuszonego, żyją w zgodzie ze sobą

Czerpię moc z bycia blisko roślin i zwierząt, poddania się rytmowi pór roku, namacalności życia (sianie, pieczenie chleba, rąbanie drewna itd.), codziennego wieczornego siedzenia przy ognisku, celebrowania własnej dzikości i kobiecości, spotkań w Kręgach Kobiet, siostrzeństwa

Życie to magia i przygoda. Wystarczy się tylko odważyć.

Małgorzata Kowalska

 

Jedna myśl na temat “#2 Rozmowy pełne mocy – Ruta Kowalska

  1. Jestem uradowana, że znalazłam Twojego bloga. Czuję ciepło bijące od Ciebie i tego co tu czytam, aż pachnie wokoło ziołami jak na łące… Dobrze, że jesteś, Droga Wiedźmo… Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz